Najnowsze wpisy


Niedowiarstwo otoczenia .
14 lipca 2019, 03:09

Niedowiarstwo otoczenia. 

 

Od kilku lat jestem uzależniona od maszyn ratujących życie a konkretnie od tzw sztucznej nerki - czyli urządzenia do wykonywania zabiegu Hemodializy. 

Ale nie o tym , być może któregoś dnia zagłębie się w ten temat i opiszę Wam jak to wszystko wygląda tak naprawdę .Dziś ograniczę się do krókiej wzmianki że od około 2 miesięcy dojedżam na dializy sama , rowerem . Stacja dializ oddalona jest od mojego domu o 10 km. Czyli tak ogólnie jadąc autem powinno być szybciutko prawda ? Otóż nie. Są korki i inne czynniki. Poza tym jazda tymi gratami jakimi dysponuje firma dostarczjąca naszej stacji dializ usługę transportu chorych , nie należy do przyjemnych. Kierowców mamy świetnych ale sprzęt i organizacja . Pacjent jest na ostatnim miejscu . O co więc zamierzam się dziś doczepić? Wracając do tematu , jeżdżę rowerem dwa razy nie dojechałam do końca raz zabrakło mi z 2 przystanki , drugi skończył mi się czas roweru bo przed dializami jeżdziłam po sklepach i załatwiać sprawy . Moja grupa która ze mną jeździ , rozmawiamy dużo , mówiłam im że jeżdżę rowerem , cieszyłam się że udaje mi się aż do końca do samego szpitala dojechać . Dopiero jak przypadkiem zobaczyli na własne oczy że odstawiam rower to usłyszałam że musi mi lepiej iść że w końcu dojechałam. WTF . ? Dlaczego ? Przecież mówimy sobie jak jest , jak jechałam część drogi autobusem to nie opowiadałam bajeczek że jechałam całą drogę rowerem ..skąd więc takie zachowanie? Tak sobie nad tym myślałam i nie wiem z czego to wynika , być może któegoś dnia zapytam o to. Normalnie wcale by mnie to nie drażniło ale ja mam to szczęście że całe życie ktoś odemnie żąda " paragonu -zeby potwierdzić cenę , dowodu - żeby potwierdzić słowa . Mam w telefonie aplikację która pokazuje wszystkie moje rowerowe trasy , mogłam im pokazać w tamtym momencie . Ale nie , pomyślałam sobie koniec. Skończyłam z tłumaczeniem się i wiecznym udawadnianiem .Szczerze? Za stara jestem na takie rzeczy . Moja siostra ostatnio zapytała mnie czy mama może znaleźć w internecie potwierdzenie moich słów czyli że lot 23 go się wyprzedał . W pierwszej chwili miałam ochotę rzucić słuchawką i walnąć fohem. Dość mam tego że na każdym kroku wszystko co im jest niewygodne podważają. Chyba że powie im tą samą rzecz ktoś obcy to wtedy wierzą. Albo ktoś w telewizorze. Same kręcą i kombinują to patrzą chyba przez swój pryzmat ot co. Ja w każdym razie tym tekstem rozliczam się z tym i mam mocne postanowienie iż tego typu sytuacje będę ucinać krótko. Jestem tuż przed 40tką , czas zrzucić z siebie kajdany zakładane przez rodzinę .

Wniosek : Nigdy nie tłumacz się dwa razy . Wyjaśnij raz, jeśli ktoś podważa Twoje zdanie - to jego problem nie Twój. 

PRL i matczyna "Troska"
07 lipca 2019, 22:34

PRL i matczyna "Troska" 

 

Pamiętam jak stało się w kolejce za cukrem .Można było kupić 1 kg na osobę a przynajmniej ja zapamiętałam taką sytuację . Mama wysyłała mnie wszędzie. Z praniem do magla , tachało się dwie paki poskładanych w równe stosy pościeli owiniętej dla zabezpieczenia w ręcznik . Najgorzej było nosić to latem , bo zimą brało się sanki usadzało obie paki i je ciągnęło .Do najbliższego magla w sumie nie miałam daleko. Lubiłam tam chodzić . Najbardziej lubiłam wracać bo schodził już z rąk ból odczuwalny mocno od dzwigania . Pierwsza rzecz jaka kojarzy mi się z dziecieństwem to właśnie ciągły ból. Ból od dźwigania za dużych i zbyt ciężkich jak na dziecko przedmiotów , ból od ran uzyskiwanych regularnie od mamusi , i ból psychiczny. Pamiętam że będąc dzieckiem bardzo często chodziłam bawić się na taki większy plac zabaw który to usytuowany był tuż obok osiedlowego domu dziecka . Bawiliśmy się z dziciakami razem , i moim wielkim marzeniem było żebym któregoś ranka obudziła się i czekałaby na mnie wiadomość że moja mama nie jest moją mamą i zabierają mnie do domu dziecka. Mama nie piła alkoholu , ale zgotowała mi piekło. Zrobiła sobie ze mnie popychadło , służącą , biła mnie , upokarzała , zawstydzała , dręczyła , wyśmiewała . Żyłam w ciągłm strachu i stresie .Gdy tylko kichnęłam słyszałam zaraz że "Tylko mi nie próbuj chorować !" - bałam się nawet tego . Mimo że do lekarza chodziłam sama już jako 8 letnie dziecko - to dziś jest nie do pomyślenia . Mam brata , tak naprawdę to mam dwóch braci ale dziś o młodszym .Dawid urodził się chory , ma dodatkowy hromosom 21 czyli mówiąc potocznie ma po prostu zespół Downa . Mieszkaliśmy w 4 klatkowym bloku . Miałam z 6 lat gdy zaczęło mi się wydawać podejrzane że mój brat mieszka dwie klatki obok "u Cioci" i ja mogę się z nim bawić owszem ale tylko na podwórku. Długo myślałam dlaczego tak jest , w końcu nie wytrzymałam i zapytałam mamy . "Mamo , dlaczego Dawidek nie mieszka z nami ? Przecież to mój brat " Mama najpierw zamilkła a potem wypuszczając dym z kolejnego papierosa odparła "Chcesz ? To będzie z nami mieszkał ale pod jednym warunkiem . Ty się nim zajmiesz !" . Miałam około 7 lat. No jak miałam powiedzieć inaczej? Oczywiście że chciałam! Mój brat bardzo długo wyglądał jakby był 2 letnim dzieckiem .

Chodził ale był bardzo malutki . Pulchny i silny ale wyglądał jak taki maluch . I ja zaczęłam wtedy się nim opiekować. Skończyłam dwadzieścia lat później . Mam ogromny żal że mama tak mi go wcisneła. Ja i tak miałam na głowie wszystkie zakupy , sprzątanie w każdej wolnej chwili , załatwianie od sąsiadów pożyczek pieniężnych , pożyczanie dla mamy papierosów . Ba , nawet do sklepu mnie wysyłała żebym brała na zeszyt. Miałam kilka lat i po przyjściu ze szkoły ZAWSZE od razu zajmowałam się bratem . Prowadziłam do lekarza , podawałam leki , po kilku latach wywalczyłam żeby go w końcu zapisać do szkoły . Nie przyjeli go do naszej szkoły musiał dojeżdżać do szkoły specjalnej . Mama nie pracowała to mogła go dowozić prawda? Ależ nic z tych rzeczy . To był mój obowiązek. Przed pójściem do swojej szkoły przez dobre 3 lata jeżdziłam z bratem i potem jakimś cudem zdążałam do szkoły. Potem poszedł do innej szkoły i już dojedżało się szybciej . A z czasem załatwiłam busa któy po niego przyjeżdżał , nie całkiem pod dom , trzeba było zejść na najbliższy przystanek . Mama nawet tego nie robiła. Nadal to był mój obowiązek . Teraz wiem dlaczego miałam raczej przeciętne oceny . Nigdy nie groziło mi że nie zdam do kolejnej klasy , nie sprawiałam większych problemów w szkole ale to tylko dlatego że miałam dość bicia.A wiedziałam że zła ocena oznacza bicie. Nie jakiś klaps tylko zostawały mi szramy na ciele , pręgi od skórzanego paska albo kabla od żelazka. Latem nosiłam długie spodnie i długie rękawki żeby ukryć te pręgi. Nikomu o tym nie mówiłam. Jak i o innych sprawach , być może kiedyś wrócę jeszcze do tematu i w którymś z felietonowych przemyśleń podzielę się z wami . Mamusia biła mnie też za nic. Wystarczyło że brat zapłakał wchodziła do pokoju i najpierw mi wlała a potem pytała co się stało. Mam też starsze rodzeństwo , które jedno po drugim uciekało z tego domu . Ja zostałam . Dziś mama potrafi mi zwrócić uwagę że za późno idę na spacer mimo że jestem dorosła , a dwa jest np dopiero 21 . Wtedy wysyłała mnie do sklepu nocnego po papierosy tuż o połnocy. Ile razy byłam pobita , głodna ? Bo dla niej i brata jedzenie musiało być i w sumie zawsze było i to nie byle co. Mama zawsze musiała mieć swoją szyneczkę w galaretce i inne frykasy . Ja miałam jeść mirabelki z drzewek które rosły obok naszego bloku . I jadłam. Jadłam też dzikie jabłka , dzikie gruszki , szczaw na surowo , właściwie wszystko co się nadawało bo ciągle chodziłam głodna .Gdy byłam w 4 tej klasie załatwiłam sobie sama obiady szkolne . Jakiś rok po tym stałam dwa razy do roku w kolejce w urzedzie miasta składając samodzielnie zredagowany tylko przepisany przez mame wniosek o dodatek do mieszkania. I Ci urzednicy to przyjmowali. Nigdy mnie nikt nie zapytał dlaczego mama nie przyjdzie sama. Jak ona to robiła? Nie pracowała bo ma chore dziecko któym zajmowałam się ja. Co zatem robiła całymi dniami ? Paliła papieroski , stawiała pasjansa , oglądała tv i gotowała jedzenie. Bo tego nie było mi wolno. Tylko ona mogła gotować. Kiedyś ciocia pokazała mi jak zrobić kopytka. Uwielbiałam wszelkie pierogi , uszka kopytka. Mama takich rzeczy nie robiła. Gotowała wyłącznie to co ona lubi . Dziś gdy ją odwiedzam to ja gotuję dla niej . Smacznie i zdrowo . Kto mnie tego nauczył ? No jak , życie . Wszystko czego jeszcze nie umiemy jesteśmy w stanie się nauczyć . Pamiętam ostatni raz , ostatnie uderzenie od mamy. Wróciłam wtedy około 1 w nocy do domu może chwilę wcześniej. Około 17 wychodziłam. Pojechałam do Gdańska na koncert ulubionego zespołu. Ale nic nie mówiłam , nie zapytałam o zgodę bo wiem co bym usłyszała. Więc skłamałam że idę do koleżanki. Po powrocie uderzyła mnie tak mocno że osunełam się o ścianę .Wstałam zrobiłam zdecydowany krok w jej stronę złapałam ją za nadgarstek i powiedziałam "Zapisz sobie dokładnie dzisiejszą datę . Bo to jest dzień w którym uderzyłaś mnie po raz ostatni ! Każdą kolejną próbę przemocy udaremnię , będę się bronić ! " I poszłam do swojego pokoju. Miałam wtedy 15 lat. Przemoc wywoluje we mnie odruch wymiotny . Boję się że ktoś będzie kogoś krzywdził a ja tej osoby nie obronię. Po tylu latach powinnam już nigdy nie wracać do tych wspomnień prawda? A jednak .Wszystko co nam robiono ma wpłw na to jacy jesteśmy. Mi brak pewności siebie , jestem bojaźliwa , nie potrafię podejmować ryzyka , izoluję się od ludzi , boję się bólu. Ale nie fizycznego , bo tu akurat się przyzwyczaiłam , boję się bezsilności . Chcę być silna , chcę wyciągnąć wnioski i iść dalej . Cofać się do dzieciństwa? Robić terapię? Ten tekst jest swego rodzaju terapią . Ja sobie poradziłam. Mam silny charakter , jestem bardzo poturbowana i poraniona czasem przez to cierpię ale podnoszę się za każdym razem . Mam siniaki na duszy. Rany w psychice. Ale wiem że się pozbieram . Może napiszę książkę na ten temat. Bo uwierzcie mi , to co wyżej opisałam to zaledwie skrawek moich przeżyć. 

 

Wniosek : Nie ważne że upadniesz , ważne że wstajesz i idziesz dalej ! 

Proszę zadzwoń.
06 lipca 2019, 01:57

Proszę zadzwoń !

Sobota późny poranek , śpicie jeszcze a tu dzwoni telefon . Stacjonarny więc doskonale wiadomo że dzwoni Mamusia. Bo przecież to mało istotne że akurat w sobotę chcesz trochę sobie dłużej pospać , odpocząć prawda ?No ale , pod kołdrą jest tak przyjemnie a jeszcze akurat usiadł na Tobie kot . No to jak niby masz odebrać ? No zwyczajnie myślisz sobie "a oddzwonię później" .Ale później masz jeszcze kilka spraw i znowu dzwoni telefon a na facebooku masz prywatną wiadomość pisaną bez spacji a jakże o totalnie pilnej treści "Bardzoproszezadzwon" . No to już grubo - myślisz sobie i wykręcasz numer. Okazuje się że to była nieistotna rzecz która zresztą mogła spokojnie poczekać. Ale nie , nie odbierasz a musisz przecież dzwoni mama jak śmiesz po pierwsze nie odebrać a po drugie nie oddzwonić natychmiast . Przecież ona się nudzi i akurat teraz jej pasuje żeby pogadać. I to nie wystarczy chwilka , przedłuża ile może .A gdyby tak nauczyć wydzwaniaczy że nie są pępkiem świata? Nie mam tu oczywiście na myśli sytuacji gdy sprawa jest pilna lub gdy potrzebna jest nasza pomoc , rada , ingerencja. Chodzi mi o takie zawracanie gitary . Ja sobie trochę to zmieniam.Im jestem starsza tym bardziej cenie sobie swój wolny czas , potrzebę pobycia w oddali i nie czuję potrzeby kilkugodzinnego rozmawiania przez telefon każdego dnia. Uważam że każdy z nas powinien postępować w zgodzie z własnym rytmem dnia . Ważne jest oczywiście by pozostawać w kontakcie z rodzicami , rodziną . Ale nie kosztem snu , wypoczynku . Doszło do tego że jak wiem że późno kładziemy się spać to odłączamy telefon stacjonarny. Przecież to że zadbamy o siebie i nie zaczniemy dnia od chaotycznego biegu do telefonu po czym przez godzinę będziemy przez niego gadać i nie zjemy śniadania nie weźmiemy prysznicu cały nasz poranek szlag trafia. A co jest po drugiej stronie słuchawki ? Skoro nie odbierasz to pewnie śpisz. No tak właśnie. Więc ? No to trzeba dzwonić do oporu i Cie o budzić bo jakże to tak . Przecież jest już 10 ta powinnaś dawno wstać i sama zadzwonić . Otóż nie. Najważniejsze jest by się wyspać , zadbać najpierw o siebie .Dbajmy o charmonię w naszym organiźmie . Tej drugiej strony i tak nigdy nie uszczęśliwimy . A z czasem nauczą się że brak natychmiastowego odebrania telefonu oznacza że zwyczajnie to nie ten moment i zrozumieją że lepiej i zdrowiej jak zwyczajnie poczekają cierpliwie na kontakt z naszej strony. 

 

Wniosek : Jesteśmy tak samo ważni jak inni . Dbajmy o siebie od samego rana. 

Spokojnie mamy czas , przecież masz wolny...
04 lipca 2019, 00:46

Spokojnie .Mamy czas , masz przecież wolny wieczór.

Spokojnie mamy czas , przecież masz wolny wieczór.- Powiedział chłopak do swojej dziewczyny z którą wyszedł na miasto pobiegać. Mijali sklep i zawachali się czy iść do niego teraz , czy może za chwilę ? Ona była poddenerwowana natomiast on? Jak mówi tytuł dzisiejszego tekstu był wyluzowany. Spokojnie powiedział że przecież mają czas . I pobiegli dalej. Sklep nie zając nie ucieknie. Była godzina 18 właściwie środek tygodnia. A Oni po pracy poszli pobiegać. Razem. To takie ważne żeby znależć w ciągu dnia chwilę na aktywność razem . Związek łatwiej zacząć niż utrzymać. A jeszcze łatwiej popsuć. Człowiek się zakochuje , chce z tą osobą spędzać każdą wolną chwilę , ale potem po jakimś czasie gdy już zaczynają wspólnie żyć zaczyna się popadanie w rutynę .Zapominamy o sobie o tym że nadal powinniśmy od czasu do czasu wyrwać się gdzieś tylko we dwoje . I tak , siedzenie wieczorem w domu obok siebie i czytanie książek jest ok . Ale jeszcze lepsze jest spędzanie tego czasu aktywnie , poza domem. Weźcie swoją drugą połówkę porwijcie nawet na zwykłą kawkę , albo weźcie ja na wynos idzicie pociedzieć w parku , porozmawiajcie . Przecież w domu trudniej o takie chwile bo co chwilę jest coś do zrobienia , coś co nas rozprasza i choćbyśmy nie wiem jak zapewniali to nie skupimy się tak na sobie jak może to mieć miejsce gdzieś tam . Masz wolny wieczór? Nie zmarnuj go na oglądanie serialu , oczywiscie trochę rozrywki jak najbardziej . Ale cały sezon? Związek tworzymy każdego dnia. Składa się na to tak wiele czynników że potrzeba chwili żeby wszystkie objąc choćby myślą. Dbajmy o higienę związku .Trzeba być , przy Tej osobie , być sobą ( ale to już temat na osobny tekst ) chwile - to z tego składa się nasze życie. Związek dwojga ludzi może być piękny , ale sam się nie zrobi , samo się nic nie dokona . Nie trzeba siedzieć obok i trzymać się za ręce ąz nam zdrętwieją ale bądźmy dla siebie tak po prostu czuli. Nie bójmy się pokazać wrażliwości , przecież Ta nasza osoba to nasz wybór . 

 

 

Wniosek : Kochasz? To KOCHAJ! . 

Zrób sobie dobre jedzenie!
03 lipca 2019, 23:20

Zrób sobie dobre jedzenie !

Codzienność . Obowiązki , przyjemności. Sterta rzeczy do zrobienia na teraz na już. 

A dopada nas rozdrażnienie , boli nas głowa. W takich chwilach warto zrobić sobie coś pysznego do jedzenia. 

Zamiast rozpisywać się nad tym jakie to nam przyniesie korzyści , podam Wam swój przepis na świetną sałatkę .

Jak po wyczerpującym dniu wrócicie do domu to chętnie coś przekąsicie prawda? Wtedy lepiej się myśli i relaksuje. 

 

Sałatka z grillowanym serem halumi i wędzonym tuńczykiem. 

Gotujemy kaszę z odrobiną oliwy i szczyptą soli (ja używam himalajskiej więc minimalnie bo ona bardziej "słoni" XD ) , gotujemy też zieloną soczewicę. 

To może stać w lodówce (ja trzymam w szklanej misce ) Ser halumi ( na 100% dostępny w sklepach z greckimi specjałami ale też w wszechdostępnym Lidlu ) , kroję w paski i podsmazam na oliwie z czosnkiem ale to dosłownie 2 minutki góra 3 ( na indukcji- bo chyba o ile mi wiadomo to tradycyjna kuchenka któej chwilowo nie posiadam pod ręką jest trochę wolniejsza jednak ) . Ser narazie zostawiamy , do miski wrzucamy porwana na strzepy sałatę lodową rzymską i roszponkę . (jeśli chodzi o sałatę to już każdy może dodać jaką ma i tak będzie pysznie ) rzodkiewki kroje w plastry wrzucam , to samo z czerwoną papryką , dodaję oliwki (zielone bardziej pasują do tuńczyka ale mogą być też czarne ) dodajemy ser mieszamy , przygotowujemy sos (ja tym razem poszłam na łatwiznę i użyłam sos knorr francuski z oregano ) ale sos można przygotować samemu 3 łyżki wody  3 łyżki oliwy (najlepiej w ciemnej szklanej butelce) i mnóstwo oregano i wędzonej papryki , dodaję sos i na końcu wędzonego tuńczyka z oregano i oliwką . wszystko mieszam . Do miski najpierw pakuję kaszę z soczewica i potem ozdabiam michę przepyszną sałatką. 

 

Dbajmy o siebie , nie tylko o psychikę (której głównie blog będzie dotyczył ) ale dbajmy też o ciało . Witaminy , proteiny i dobre samopoczucie. 

Sami możemy przygotować wykwintną sałatkę właściwie w chwilę. Bo przecież robimy to dla siebie. Więc warto poświecić na to czas .

Nie jedzmy ciągle kanapek na kolację. Owszem są przepyszne i szybkie ale przekonałam się że warto się zasałątkować.